Kiedy latem kupujemy lody na patyku,
zwykle jemy je dosyć szybko. Nie chcemy, aby się roztopiły. Żeby zrozumieć,
dlaczego lody w upalny dzień mogą pociec nam strużkami po palcach, wystarczy
pomyśleć, z czego się składają. Ich głównym składnikiem jest woda, czasami
mleko, które także zawiera bardzo dużo wody. Reszta to cukier i dodatki
smakowe.
Woda jest cieczą, czyli płynem, ale
może być również ciałem stałym (gdy zamienia się w lód) albo gazem (kiedy
paruje). Sprawcą tych przemian jest temperatura. Gdy spada poniżej 0 stopni
Celsjusza - woda zamarza, staje się lodem - ciałem stałym. Ciała stałe mają
określony kształt. Kiedy woda zamarza i spływając powoli z dachu, tworzą się
podłużne sople. Gdyby delikatnie „wydłubać" zamarzniętą kałużę, okazałoby
się, że ma kształt zagłębienia, w którym zebrała się woda, zanim zrobiło się
mroźno. Lody na patyku zamarzają w specjalnych formach (pojemnicz- kach) i
przyjmują ich kształt.
Wraz ze wzrostem temperatury powyżej
0 stopni Celsjusza ślizgawki z powrotem stają się kałużami, sople roztapiają
się i kropelki wody kapią nam na głowy. Ciało stałe - lód, przemienia się w
ciecz - wodę. Tak też się dzieje, kiedy wyciągamy lody z zamrażalnika.
Woda w temperaturze około 100 stopni
Celsjusza zaczyna wrzeć I intensywnie parować (w niższej temperaturze też
paruje, ale nie tak mocno). Zamienia się w niewidzialny gaz zwany parą wodną.
Gdy zapomnimy o wodzie gotującej się w garnku, może się zdarzyć, że wyparuje.
Ale nie znaczy to, że woda zniknęła! Stała się gazem, parą wodną. A w zetknięciu
z o wiele chłodniejszym powietrzem skropliła się, czyli na powrót zamieniła w
wodę i osiadła malutkimi kropelkami na ścianie, szafce kuchennej czy okapie nad
kuchenką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz